czwartek, 11 września 2014

UROKI ŻŁOBKOWANIA

Długo nie pochodziliśmy do żłobka bo aż 4 dni. Piątego dnia mieliśmy już areszt domowy bo ktoś przyniósł ze sobą bakterie do żłobka opcje są trzy albo personel albo inne dzieci albo rodzice którzy przyprowadzą dzieci.
Obecnie areszt domowy trwa, wciąż się kurujemy męczy nas tylko katarek, i czasem mały kaszelek przez który również musieliśmy przełożyć szczepienie.

Dobrze że mamy Babcię, która zajmuje się A a my z D chodzimy do pracy. Nie wiem jak by to wyglądało jak byśmy byli sami. Pewnie bym dłużej siedziała w domu  a D by chodził do pracy. I szukalibyśmy opcji zastępczej do opieki nad A.
My mamy naprawdę luksus. Inne rodziny pewnie tego mają i dlatego posyłają chore dzieci do żłobka czy przedszkola. Jestem na nich zła, nie ukrywam tego, choć niestety nie miałam możliwości zweryfikowania kto był prowodyrem tych zarazków. Wiem też, że bakterie  nie od razu dają o sobie znać, co nie zmienia faktu iż nadal jestem zła i ciężko mi zrozumieć postępowanie rodziców, którzy puszczają z pełną premedytacją swoje pociechy żeby zarażały innych....

Pomijam już fakt żłobkowania, ale kilkakrotnie się już z tym spotkałam zarówno na basenie jak i na placu zabaw. O zgrozo! Rozumiem hartowanie organizmu, ale nie rozumiem świadomego zarażania innych!

Wiem, że jest to wpisane zarówno w żłobek czy też przedszkole, ale nie myślałam, że będzie to tak szybko.
Najbardziej mi szkoda, że A straci możliwość asymilacji z innymi dzieciakami i z całym światkiem żłobkowym. Choć jest on otwarty na nowe dzieci i nowe znajomości, tak więc mam nadzieje, że jak już wróci to wróci na troszkę dłużej i bez problemu się dopasuje  i że znów nas ktoś nie zarazi  z pełną albo częściową premedytacją.....

Ja nie jestem bez winy bo dopóki A się nie pojawił, też przyjmowałam taka strategię, świadomego z pełną premedytacją zarażania. Ale odkąd się pojawił A, mój stosunek uległ zmianie. Nie jest to wygodne dla nikogo mam na myśli zarówno chorobę jak i areszt domowy. Ale czasem lepiej posiedzieć w domku i przeboleć to wszystko, niż potem nabawić się powikłań albo Bóg wie czego.

A wy jakie macie doświadczenia?Stosujecie coś na odporność u maluchów i czy to działa?

2 komentarze:

  1. My się przedszkolujemy od 1 września i jest u nas identycznie ;) Czwartego dnia wróciła z zarazkiem i do dzisiaj w domu. Ale jutro już pójdzie

    OdpowiedzUsuń
  2. ufff no to przynajmniej nie jestem sama :)

    OdpowiedzUsuń